Tak naprawdę masz tylko dwie opcje. Boisz się lub nie. Jeśli nie czujesz strachu przed śmiercią, prawdopodobnie jesteś mądrym człowiekiem. Przynajmniej w tej jednej kwestii. Wiesz, że nie ma sensu obawiać się śmierci. To wspaniale, że już o tym wiesz. Jeśli jednak na sam dźwięk słowa „śmierć” cierpnie ci skóra
zapytał(a) o 21:57 Strach przed smiercią. Czesc, boje się czasem, że nie obudze się po nocy, dlatego spie jak już musze ale tak naprawde, ze organizm nie jest wstanie funkcjonować [Wstaje okolo 13/14, ide spac kolo 6/7 rano, czasami nieco wczesniej] I to nie tak ze sam z siebie, mam nerwice lekowa i straszny lek mi towarzyszy bardzo czesto. Smieszą mnie katolicy którzy boją sie smierci, macie boga co nie? przeciez was kocha, będziecie w raju z rodziną. No ja wlasnie jestem ateistą, i nie wierze ani w 1%, ale podczas ataków nerwicy mysle sobie, a co jesli i bog istnieje? Bede sie smazyl w piekle [troche paradoks, bog nas kocha mimo wszystko, a jak nie wierzymy zsyla nas do piekla] ksiadz [musialem isc na cmentarz, mama mnie zmusila] mowil, ze morderca, kto zabil nawet 10000 osób okaże skruche przed panem, zostanie wyslany do nieba, a np ateista robiacy wiele dobrych rzeczy, zostanie zeslany na cierpienie, ale do rzeczy - Pomozcie mi pokonac ten strach. Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 22:09 Mam depresję, i też mam myśli samobójcze, właściwie to nie wiem czy to są "myśli samobójcze" po prostu nie boję się śmierci, i jestem katolikiem, ale zastanawiam się nad zmianą statusu na ateistę, niby wierzę w Boga, ale nie popieram kościoła ani papieża... ani żadna religia mi nie pasuje w 100%...Nie przejmuj się tym, ale jeśli chcesz popełnić samobójstwo to, może spróbuj sprawić czyjeś życie lepszym i radosnym... Ja już od dawna nie miałem na ustach szczerego uśmiechu z radości, nie widzę sensu w życiu oprócz moich przyjaciół i matki, i to właśnie dla nich żyję, nie dla siebie, ale staram się uczynić życie innych lepszym, jeśli sam nie mogę zaznać szczerego uśmiechu - staram się go sprawić na twarzy kogoś innego, polecam spróbować... Żyć dla kogoś innego, nie siebie A jak chodzi o strach przed śmiercią nie umiem ci pomóc się go pozbyć, ja po prostu nie widzę sensu życia... więc może dlatego jest mi to obojętne czy umrę dzisiaj czy jutro... ale dopóki żyję chcę czynić innych szczęśliwymi, chcę z nimi nawiązywać relacje i spędzać nimi czas...[Trochę się rozpisałem, nie wiem czy coś z tego ci pomogło, ale może...] Goltad odpowiedział(a) o 01:56 Smieszą mnie katolicy którzy boją sie smierci, macie boga co nie? przeciez was kocha, będziecie w raju z rodziną. Prawdziwi katolicy nie boją się śmierci,bo traktują ją jako epizod niewierzących śmierć to koniec,a dla nas to po prostu jakby przejść bramą do innego na przykład nie boję się się chorób,nie takich które prowadzą do śmierci,tylko takich przez które cierpi się,lub zostaje tak zwanym "warzywem".Tego się do twojego komentarza na temat rzekomej nierówności mordercy z ateistą...Każdy,nawet najwięksi zbrodniarze,np wojenni,mają szansę odkupienia poprzez akceptację istnienia odrzucasz Boga,to czego oczekujesz? że jako bluźnierca i zdrajca zostaniesz zbawiony? Właśnie ateistom wydaje się,że wszystko dostaną na mnie ateizm to tak naprawdę próżniactwo,często to nawet rodzaj niedostosowania nie oszukujmy się,99% ateistów to osoby nie wiedzące nawet co to jest tak zwany kod przed sobą swoje czyny,bo przecież i tak nikt ich nie osądzi,więc mogą kraść,gwałcić i dziwnego więc,że większość ateistów skazana jest na wieczne tym w życiu trzeba być niestety przez całe życie było się mocno przekonanym o nieistnieniu Boga,to nie powinno się oczekiwać później zbawienia. EKSPERTMyDragon odpowiedział(a) o 10:45 Strach przed śmiercią jest naturalny i każde stworzenie go ma. Jest instynkt przetrwania, który sprawia, że automatycznie podejmuje się decyzje, mające pomóc przeżyć. Ludzie wierzący w życie po śmierci też naturalnie boją się śmierci (w sensie samego umierania), ale również zapowiadanego u nich strachu przed śmiercią to bezmyślność. Ci, którzy się nie boją, zapewne za bardzo w coś wierzą, a jeśli coś aż tak przesłania ci oczy, że śmierć jest niczym, to masz duży problem. Xyzt odpowiedział(a) o 14:48 Ciekawe. Deklarować się jako niewierzący i jednocześnie bać się Boga. To drugie jest zdrowe. Więc proś o wiarę. Wiara jest darem. Mnie się zdaje, że trzyma cię diabeł. A tego pokonać może tylko Chrystus. Świadomości śmierci się nie wyzbędziesz, jest ona nieunikniona. Nikt Ci nie pomoże , bo nie da się. Sam musisz to rozpracować, ewentualnie z terapeutą. Znam problem z lękiem, bo sama chorują na NL, ale wiele rzeczy możesz złagodzić przy odpowiedniej terapii. Prowadzisz niehigieniczny tryb życia, rozregulowałeś sobie rytm dnia i nocy, to Ci nie pomoże, tylko zaszkodzi. Z problemami ze snem należy iść do psychiatry. Śmierć może przyjść w każdym momencie, więc zarywanie nocek nic nie pomoże. Jeśli masz atak paniki sam musisz wypracować sposób działania - na każdego działa co innego - sport, rozmowa z bliskimi, praca, pasja, medytacja i pewnie jeszcze inne sposoby. Musisz wiedzieć co Ci pomoże zanim ten atak paniki weźmie nad Tobą górę. Laura779 odpowiedział(a) o 00:13 Pomyśl sobie, że w śmierci nie ma nic strasznego, a nawet wynika z niej wiele korzyści. Znikają wszystkie zmory, problemy, obowiązki, jest to, co przed urodzeniem, czyli nicość. Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
Napisano Maj 24, 2013. Laleczka EmOoo - każdy ma swoje życie a Twój ojciec, jeśli był alkoholikiem nie dbał o swoje. To nie Ty doprowadziłaś go do tego stanu tylko nałóg, nie ma w tym Witajcie, pisze na tym forum po raz pierwszy. Jestem teraz w bardzo ciezkim stadium choroby lekowo-depresyjnej i znalazlem post osoby k, ktora pisze o tym, ze mysli, ze to juz ostatnim dzien i wyobraza sobie, ze zaraz umrze. Ja mam dokladnie takie same mysli od kilku tygodni. Ale napisze o historii mojej choroby troche wiecej. Jako mlody chlopak bylem zawsze zdrowy i pelny energii. Pierwszy raz w wieku 18 lat zdarzylo mi sie, ze ktos dal mi do zapalenia marihuane i w domu zaciagalem sie tak mocno dotad az prawie stracilem przytomnosc i moje serce walilo 200, karetka odwiezli mnie do szpitala. Tam dostalem Lexotanil. Od tego dnia mialem stany lekowe i zaczelo sie szybkie bicie serca w sytuacjach stresu. Np. jak musialem wystapic przed publicznoiscia, czy cos przeczytac. Po paru tygodniach uspokoilo sie troche, zaczalem normalnie spac. Nigdy wiecej w zyciu nuie sprobowalem juz marihauny. Ale te objawy szybkiego bicia serca w sytuacjach stresowych zostaly. Nauczylem sie z tym zyc, przestalo mi to przeszkadzac. Zalozylem rodzine, mam dwojke dzieci i wszystko bylo super do rokuu 2000, kiedy to stracilem prace i zaczelo sie zejscie do piekla. Najpierw mialem takie lekkie scisniecia z tylu glowy, zamraczajace mnie na pol sekundy, tak jak bym mial upasc. To sie zdarzala na poczatku nieregularnie raz dwa razy w miesiacu. Ktoregos dnia zdarzylo sie w restauracji kiedy jedlismy z zona i moim synem. Zrobilo mi sie na chwile niedobrze i od tego momentu za kazdym razem jak mialem jesc nie moglem nic przelknac. Jednoczesnie zaczalem slabnac i nic nie jesc, Pojechalem jeszcze na wakacje ale nogi mialem coraz bardziej jak z waty. Potem wrocilem do domu wychodzilem jeszcze troche na dwor ale juz prawie nie jadlem, az zaczalem lezec tylko w lozku i chodzic do toalety. Przestalem tez KOMPLETNIE SPAC Lezac w lozku mileme napady superszybkiego bicia serca wydawalo mi sie, ze umieram. Sciskalo mnie w lewj nodze i w podbrzuszu tak, ze az musielem sie caly czas szczypac, to bylo straszne uczucie. To trwalo dwa trzy tygodnie. Rodzicie wreszcze zawiezli mnie doi szpitala na oddzial psychiatryczny gdie zostalem hospitalizowany. Na poczatku lezalem w lozku i pomimo grozb pielegniarek, ze musze chociaz sie troche ruszac lezalem, dostawalem jakies leki majac wrazenie co pare godzin, ze umieram. Pare razy zwlekalem sie z lozka iszukalem otwartego okna zeby wyskoczyc bo to bylo na 5 pietrze ale to na szczescie byl zamnkniety oddzial. Nic praktycznie nie jadlem. Ktorejs nocy mialem tak silny napad bicia serca i leku, ze zaczalem krzyczec, ze umieram i pielegniarka wpadla i zeby mi ulzyc podala mi 1mg Temesty leku antylekowego. To bylo jak cud. Od tego dnia zaczalem wstawac i troszke jesc i uwierzylem, ze bede zyc. Dawali mi w miedzyczasie antydepresanty Romeron, potem Deroxat i Celeste. Po dwoch tygodniach moglem juz sam normalnie chodzic i w ypisali mnie na oddzial dzienny, gdzie dochodzilem codziennie. Mialem dalej napady szybkiego bicia serca, ale tak sie cieszylem, ze moge zyc, ze jakos je opanowywalem. Po paru tygodniach odstawili mi ostatni antydepresant, a potem wraz z lekarzem w ciagu paru tygodni odstawilem Temeste, ktora jest benzodiazepina i trudno od niej sie odstawic. Ale wszystko poszlo jak z platka. Przez prawie 9 lat zylem bez zadnego nawrotu choroby jak w raju. To byly najpiekniejsze lata mojego zycia z zona i dziecmi. W 2008 stracilem prace za granica gdzie zylem i wrocielm z cala rodzina do siebie. To byl straszny stres. Przenoszenie sie i dziecie oraz zony, ktorzy nie chcieli wrcaca, spanie po 2 godziny dziennie etc...I brak pracy tutaj. Na poczatku wszystko bylo OK. Ale po paru tygodniach zaczely sie pierwsze sygnaly. Raz czy drugi scisniecie z tylu glowy. Raz czy drugi zrobilo mi sie goraco w sklepie czy w kosciele i serce znowu zaczelo szybko bic. Myslalem sobie, to normalne, po calym tym stresie musze troche odreagowac, zaczalem robic wiecej sportu, ale bylo coraz gorzej. Znowu zaczalem slabnac, nogi jak z waty, z dnia na dzien mniej sil. Porobilem wszystkie badania, oczywiscie wszystko OK. Wreszccie nadszedl ten dzien kiedy ZNOWU PRZESTALEM SPAC. Zupelna insomnia. I znowu sciski w nodze i w podbrzuszu. Znalazlem sie w szpitalu, ale nie chcieli mnie wziac na leczenie. Dostalem Temeste i zalecenie leczenia psychoterapia. Przez 4 tygodnie bralem Temeste 3 razy po 1mg dziennie, ale nic nie pomoglo. Znalazlem sie na pogotowiu, ze strasznymi lekami i sciskaniem w nodze i podbrzuszu. Zaczalem terapie w przychdnim psychiatrycznej. Dostalem najpierw Deroxat, ale efekt uboczny byl taki, ze nie zmruzylem oka i trzeslo mnie cala noc. Nastepnego dnia dali mi Remeron (antydepresant) ale po 10 dniach i podniesieniu dawki dostalem jakichs psychotycznych mysli o smobojstwie, i patrzylem tylko jak ze soba skonczyc. Na szczescie caly czas myslalem o mojej coreczce synu i zonie. Oni trzymali mnie przy zyciu. Potem jeszcze probowali Buspirone, ale mialem skoki cisnienia i nieregularne bicie serca wiec odstawilem to. Mialem tez leki na sen, ale odstawielm je po paru dniach bo nie robia roznicy, a rozwalaly mi zoladek. Czy bralem Stilnox albo Dalmadorm to i tak spie od polnocy do 3. Potem sie budze, zasypiam drugi raz i o jest koniec spania. Teraz od 2 tygodni jestem tylko na Temescie, ktora przestaje dzialac i mecze sie doczekujac do nastepnej tabletki. Oslablem tak, ze ledwo moge wyjsc zrobic kilkaset krokow a jeszcze pare tygodnin temu robilem godz. sportu dziennie. I caly czac te straszne mysli. Na cokolwiek spojrze, mam mysli, ze tam juz nie pojade, tego czy tamtego nie zrobie, ze z moimi dziecmi juz nie bede sie widzial za pare dni bo umre. Teraz staram sie stawiac sobie codziennie jeden maly cel i go realizowac. Wg lekarza ma to pomoc mi wyjsc z tego zamknietego kola. Wczoraj zrobilem 20 minut lekiiej gimnastyki w domu, ale potem bylem tak zmeczony, ze myslalem, zen padne. Teraz wiekszosc czasu spedzam albo w lozku lezac albo siedzac. To straszne starac sie nie pokazywac pèrzed dziecmi, ze jest az tak zle. To na dzisiaj tyle. Przyrzeklem sobie, ze musze z tego wyjsc. Jesli udalo mi sie w 2000 roku, musi udac sie i teraz. Ale cierpienie jest to okropne. Szczegolnie ta slabosc. Gdybym jeszcze mial wiecej sil to jezdzilbym na rowerze albo chodzil na spacery ale ta niemoc mnie zabija i powoduje mysli o smierci. Jesli macie podobne objawy, nie jestescie sami. Trzymajmy sie razem aby wyjsc z tego. M. Strach przed śmiercią. Instynkt przetrwania, wynikający z potrzeby zachowania gatunku, jest siłą napędową każdej istoty żywej. Ludzie i zwierzęta zostali wyposażeni w mechanizm „walcz lub uciekaj”, uaktywniający się w chwili zagrożenia życia. Człowiek jednak, poza strachem w obliczu zagrożenia, odczuwa jeszcze

Pytanie Odpowiedź Nawet najpewniejszy, oddany wierzący może czasem odczuwać strach przed śmiercią. Oczywiście naturalne jest pragnienie uniknięcia śmierci. A sama śmierć nie była też w oryginalnym planie Boga względem jego stworzenia. Zostaliśmy powołani do bycia świętymi, żyjąc w raju w intymnej relacji z Bogiem. Wprowadzenie śmierci było nieuniknionym następstwem wejścia grzechu na świat. To łaska, że umieramy. Gdyby tak nie było, to musielibyśmy żyć w grzesznym świecie na wieki. Świadomość tych rzeczy wcale niekoniecznie musi być sprzeczna z obawą na myśl o własnej śmiertelności. Kruchość naszej fizyczności i przykłady nagłego zakończenia życia są przypomnieniem tego, że nie mamy kontroli nad większym, niebezpiecznym światem. Nasza wielka nadzieja pochodzi z tego, że Ten który jest w nas większy jest niż ten, który jest w świecie (1 Jana I On poszedł, aby przygotować dla nas miejsce, abyśmy mogli przebywać z nim w wieczności (Ew. Jana Rozważenie kilku praktycznych kwestii związanych z tym tematem może okazać się pomocne. Kilka myśli związanych ze śmiercią może potencjalnie wywołać uczucie strachu. Na szczęście Bóg ma na nie odpowiedzi. Strach przed nieznanym Jakie to uczucie gdy umieramy? Co możemy widzieć, gdy uchodzi z nas życie? Jak przebiega ten proces? Czy ma to jakikolwiek związek z tym, co podają ludzie o jasnym światełku? Grupie bliskich? Nikt dokładnie nie wie jakie uczucie towarzyszy umieraniu, ale Biblia opisuje to, co się dzieje. 2 Koryntian i Filipian mówią, że gdy opuszczamy nasze ciało, idziemy do domu Pana. Jaka pocieszająca jest to myśl! Pozostaniemy w takim stanie, aż do chwili przyjścia Chrystusa i zmartwychwstania wierzących (1 Koryntian gdy otrzymamy nowe, uwielbione ciało. Obawa przed utratą kontroli Do czasu, gdy ludzie osiągają dojrzałość, zdobywają dość bogatą wiedzę na temat tego jak funkcjonować w otaczającym świecie. Wiedzą jak znaleźć to, czego potrzebują, dostać się tam, gdzie chcą być i jak współdziałać z innymi w sposób, który będzie zgodny z ich zamierzeniami. Wielu, nawet tych, którzy wyznaje swoją wiarę w Boga, tak bardzo obawia się, że nie zdobędzie tego, co im się wydaje bardzo potrzebne, że posuwają się do wpływania na okoliczności i innych ludzi, aby uzyskać pożądane korzyści. Każdy z nas spotkał w swoim życiu kobiety i mężczyzn, którzy dopuścili się złych rzeczy z obawy przed czymś. Nie ufają Bogu w kwestii Jego zaopatrzenia ich potrzeb, co sprawia, że sami postanawiają się o wszystko troszczyć. Nie ufają innym na tyle, by o nich zadbać, więc domagają się tego, co w ich przekonaniu jest im potrzebne. O ile bardziej muszą się bać utraty kontroli w kwestii ich własnej śmierci! Tak jak Jezus powiedział Piotrowi, opisując sposób w jaki umrze, „Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, sam się przepasywałeś i chodziłeś, dokąd chciałeś; lecz gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a kto inny cię przepasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz” (Ew. Jana Zanim Piotr otrzymał to ostrzeżenie, to z powodu strachu wyparł się Jezusa. Po tym jednak jak Jezus wstąpił do nieba, Piotr stał się nowym człowiekiem- osobą, dla której pasja przesłania ewangelii Chrystusa przewyższała jego potrzebę kontrolowania okoliczności (Dzieje Apostolskie Sam Duch Święty obdarzył go siłą do tego, by zmierzyć się z wszelkimi wyzwaniami, jakie stanęły na jego drodze. Strach związany z pozostawieniem bliskich Chrześcijański pogląd na temat śmierci związany jest z „oddzieleniem.” Ostateczna śmierć jest oddzieleniem od Boga. Podczas śmierci fizycznej, na krótki czas zostajemy oddzieleni od tych, których kochamy, których pozostawiamy na ziemi. Jeśli jesteśmy chrześcijanami, to wiemy, że oddzielenie to jest krótkie w porównaniu z wiecznością. Jeśli jednak nie jesteśmy chrześcijanami, to tak się z nami nie stanie. Naszym celem wówczas jest wykorzystanie czasu jaki nam pozostał do tego, aby rozmawiać z niewierzącymi o tym, gdzie pójdą po swojej śmierci. Ostatecznie odpowiedzialność podjęcia tej decyzji spoczywa na nich. Obawa przed samym umieraniem Jedynie nieliczni wiedzą jak umrą. Czy będzie to szybka i bezbolesna śmierć w śnie, czy też długie cierpienie w chorobie- pozostaje zagadką, a przez to, że nie możemy się w żaden sposób na to przygotować, napawa nas strachem. A nawet jeśli wiemy, bo usłyszeliśmy diagnozę śmiertelnej choroby, to wciąż możemy odczuwać lęk. Ale jest to jedynie chwila. Moment, który nastąpił w życiu lub przyjdzie niedługo na każdego z nas. Chrześcijanie mogą powoływać się na Filipian „Nasza zaś ojczyzna jest w niebie, skąd też Zbawiciela oczekujemy, Pana Jezusa Chrystusa. Który przemieni znikome ciało nasze w postać, podobną do uwielbionego ciała swego, tą mocą, którą też wszystko poddać sobie może.” Poniżej zamieszczamy kilka wskazówek, które mogą być pomocne w przezwyciężaniu strachu, jak również przygotować siebie oraz bliskich na śmierć. Pokonywanie lęku przed śmiercią- praktyczne wskazówki Wiele ludzi wierzy, że nie powinni umrzeć ponieważ mają wiele powodów dla których mogą żyć. Często dotyczy to wielu zobowiązań i niedokończonych interesów, którymi nie miałby się kto zająć gdyby ich zabrakło. Ale fakt, że spoczywa na tobie wiele obowiązków nie uchroni cię przed śmiercią, jeśli to jest ten moment. Przygotowanie wcześniej planów może pomóc tobie w przezwyciężeniu strachu. Jeśli masz jakieś sprawy do załatwienia czy dzieci albo inne osoby, o których musisz się zatroszczyć, pomyśl o ich dobru. Zastanów się, kto mógłby podjąć się opieki nad nimi zamiast ciebie i zaplanuj to z tą osobą. Sporządź testament. Upewnij się, że wszystkie sprawy papierkowe są uporządkowane i łatwo je znaleźć. Napraw wszystkie zniszczone relacje zanim będzie na to za późno. Ale nie żyj tylko po to by zaplanować umieranie. Istnieje różnica pomiędzy podjęciem stosownych kroków w tym procesie, a obsesją na temat umierania. Przezwyciężanie strachu śmierci- właściwe postępowanie Jeśli masz silne przekonanie o tym, co chciałbyś aby się z tobą stało, wyraź to otwarcie. Całkiem możliwe, że podczas choroby czy dolegliwości, utracisz kontrolę nad sytuacją i nie będziesz w stanie wyrazić swojego życzenia. Spraw aby ci, którzy są najbliżej ciebie wiedzieli czego pragniesz- albo przynajmniej powiedz im gdzie to jest zapisane. Wybierz kogoś komu ufasz do tego, aby był upoważniony do podejmowania decyzji za ciebie, gdy już nie będziesz w stanie tego uczynić. Przezwyciężanie strachu śmierci- Kroki „duchowe” Najważniejsza rzecz o jakiej powinniśmy pamiętać w odniesieniu do śmierci dotyczy prawdy o samym życiu. Kochasz swoją rodzinę i troszczysz się o nich, ale Bóg kocha ich jeszcze bardziej. Możesz obawiać się o kwestie prawne swojego życia doczesnego, ale Bóg jest bardziej przejęty perspektywą niebiańską. Żadne sprawy świata doczesnego nie przyniosą pokoju umysłu: kwestia relacji (zamieszkania) z Bogiem. W trakcie naszego codziennego życia, trudno jest pamiętać o tym, że to co jest tutaj na ziemi jest tymczasowe. 1 Jana mówi: „Nie miłujcie świata ani tych rzeczy, które są na świecie. Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca. Bo wszystko, co jest na świecie, pożądliwość ciała i pożądliwość oczu, i pycha życia, nie jest z Ojca, ale ze świata. I świat przemija wraz z pożądliwością swoją; ale kto pełni wolę Bożą, trwa na wieki.” Jak dobrze uświadamiamy sobie, że musimy pozostawać w Synu i w Ojcu (1 Jana Pozostawanie w prawdzie jego Słowa, zawierzenie jego słowom odnośnie nas samych i otaczającego świata, pozwoli nam zachować właściwą perspektywę względem tego świata i tego, co nas czeka. Jeśli potrafimy zachować tą wieczną pespektywę, to będziemy umieli wypełniać słowa z 1 Jana „Patrzcie, jaką miłość okazał nam Ojciec, że zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i nimi jesteśmy. Dlatego świat nas nie zna, że jego nie poznał. Umiłowani, teraz dziećmi Bożymi jesteśmy, ale jeszcze się nie objawiło, czym będziemy. Lecz wiemy, że gdy się objawi, będziemy do niego podobni, gdyż ujrzymy go takim, jakim jest.” To będzie tak oczywiste, że nie należymy do tego świata, że inni będą mogli to również w nas dostrzec. Tak bardzo będziemy przejęci faktem, że jesteśmy dziećmi Bożymi, że będziemy zabiegać o to, by któregoś dnia rzeczywiście być jak Chrystus i widzieć go takim jaki jest. English Powrót na polską stronę główną Jak mogę przezwyciężyć strach przed śmiercią? Jak mogę przestać się bać umierania?

4. Porażka to krok na drodze do sukcesu. 1. Zmień podejście. W sytuacjach, które są dla nas szansą, ale wiążą się też z ryzykiem, zwykle skupiamy się właśnie na ryzyku, a nie na szansie. Bez względu na to, czy chodzi o ważny egzamin czy publiczny występ, najczęściej wizualizujemy sobie wszelkie najgorsze scenariusze.

Kochani muszę się wygadać. Czasem myślę, że wariuję z przerażenia… Od kilkunastu lat czyli od 2001 roku(narodziny pierwszego dziecka) panicznie boję się śmierci… Wiem że to nieuniknione, taka kolej rzeczy itd. Ale ja nie zgadzam się na to! Nie chce stracić tego co mam radości, smutku, płaczu, śmiechu, miłości, dzieci – chcę widzieć jak układają sobie życie, ich dzieci i dzieci ich dzieci. Tego cholernie pokręconego ale realnego świata! Chcę widzieć jak on dalej się zmienia. Nie potrafię się z tym pogodzić. Czasem nie mogę spać, boję się. Płaczę czasem w nocy. Nie wiem jak sobie z tym poradzić a złote myśli typu “będziesz w sercach dzieci” itp nie są dla mnie. Ma ktoś z was podobnie?
Apeirofobia jest nadmiernym i irracjonalnym lękiem przed zrozumieniem pojęcia nieskończoności i wieczności. Ten strach powoduje wielki dyskomfort fizyczny i może objawiać się o każdej porze dnia i nocy. Natrętna myśl o nieskończoności może spowodować poważny atak paniki. Zatem idea bycia w kontakcie z nieskończonością daje
Jeżeli czujesz Czaplo i czujecie ogólnie strach przed atakiem to niestety ale nerwica jest w was na całego Na tym strachu ona się właśnie opiera. Co do leczenia nerwicy to najważniejsze co to wziąć sprawy we własne ręce, czyli przyjąć jakby odpowiedzialność za wyzdrowienie na siebie. Bo ogólnie możemy wyliczać czy terapia powinna trwać rok, dwa czy 7 ale nie zmieni się nic dopóki to wyliczamy a tego nie robimy. Tak naprawdę ja też nie zgadzam się z założeniem, ze terapia to co najmniej dwa lata powinna trwać. Terapia będzie trwać tyle w ile sami będziemy potrafili rozpracować swoje lęki a dokładnie w ile będziemy potrafili przełamać strach przed atakiem paniki i innymi objawami. Tak samo jest z lekami, szczerze mówiąc nie rozumiem tego jak ktoś mówi, ze leków to na razie nie potrzeba brać bo sobie radzisz samemu. Co znaczy radzenie sobie samemu przy tym, ze trzęsiemy się na mysl przed atakiem? Czyli nie radzimy sobie. Ja też się zawsze oszukiwałem, mówiąc daję sobie radę bo jeden czy dwa dni były lepsze, bo jakiś czas nie było ataku, bo w pocie czoła wyszedłem tu i tam. Być może jest to radzeniem sobie w obliczu naszego zaburzenia, ale nie jest to zdrowienie, kiedy za kołnierzem czujemy zbliżający się atak i boimy sie go jak niczego na świecie. Czyli kiedy jest dobra pora na branie leków? Jak leżymy z rozdziawioną gębą? Nie jestem zwolennikiem psychotropów ale rada, że leki to ci nie potrzebne bo jakoś tam żyjesz to nie rada tylko "gwóźdź do trumny". Ogólnie ciężko jest mając nerwice się odnaleźć w tym całym leczeniu, bo najczęściej co się słyszy to to, ze pomóc sobie możesz samemu, albo trzeba przełamać strach itp. Do tego słyszy się o jakiś terapiach, których nazwy nam na początku nic nie mówią. Ale właśnie o to chodzi z tą odpowiedzialnością za swoje zdrowie psychiczne, zamiast poświęcać czas na hipochondryczne czytanki o rakach i innych chorobach można poczytać coś o terapii. Można poczytać o lekach antydepresyjnych, jak one działają, mozna poczytać czym się leczy nerwicę, Bo zostawianie wszystkiego psychologowi i psychiatrze i załamując ręce nie pomagamy sobie. Wiele osób czeka na wizyty u psychologa z nadzieją, że on coś powie, da jakąś radę, że nagle nerwica, ataki się skończą, niestety NIE MA CZEGOŚ TAKIEGO. Jak będzie coś podobnego to zostanie to nagrodzone nagrodą Nobla Jest tyle ciekawych i coś dających książek o nerwicach o pokonywaniu lęków, nalezy je poczytać, nie mówić, ze jest się już tym zmęczonym, iść na fotel do psychologa w nadziei wyspiewać wszystkie te najgorsze objawy i czekać na cud chyba. Powiem wam prawdę, to nic wam nie da, niepotrzebnie wydane pieniądze. Terapia 2 lata? Nic bardziej mylnego, terapia poznawczo-behawioralna zakłada o wiele mniej sesji, no chyba, że będziemy chodzić raz co drugi miesiąc Oczywiście można i 7 lat chodzić na nią, kiedy zaczynając terapię mówimy, że nie będziemy przełamywać ataków bo się tego za bardzo boimy i niech psycholog wymyśli inna metodę Jasne, ze są terapię co zakładają więcej lat na poczatku, analiza itp. I jesli ktoś uważa albo czuję, ze jego problemy psychiczne wynikają z problemów z dziecinstwa, brakiem miłości, problematycznymi rodzicami itd to dobrze jest i na taką terapię chodzić. Ale i tak uważam, ze jeśli męczą nas ataki paniczne i okropne lęki należy najpierw wyćwiczyć przełamywanie strachu i lęku przed tym aby to po prostu przestało się pojawiać. Czy jest to w ogóle możliwe? Tak jest. Ja ataków paniki już nie dostaję, czasem jeszcze przychodzi poczatek jakby ataku ale panika już nie wzrasta, dzięki powolnemu bardziej przełamywaniu poczułem się w końcu bezpieczny w obliczu ataków paniki i objawów nerwicy. To jest tak jak posiadanie tego tranxene, daje on poczucie bezpieczeństwa i coś jest lepiej, mnie to bezpieczeństwo rozwineło się we mnie. Czy wyzdrowiałem z nerwicy i problemów psychicznych całkiem? Nie, nie wyzdrowiałem. Kiedyś żeśmy rozmawiali o tym co znaczy wyzdrowienie. Są osoby, które chorują na nerwice mają ataki i tak naprawdę wystarczy im podjąć leczenie, i przy pozytywnym skutku po prostu zdrowieją, nerwica ich już nie dotyczy ale sa też ludzie, którzy nerwice mają jakoby we krwi, innymi słowy mają spartaczoną osobowość, od zawsze byli "tchórzami" przed chorobami, jako dzieci patrzyli czy rodzice oddychają (to tylko przykład), obawiali się ciągle czegoś, chorób, śmierci w większym stopniu niż rówieśnicy (bo obawia to się każdy). U tych osób jest gorzej trochę bo nawet po podleczeniu nerwicy, zauwazają oni, ze te objawy, ataki to tylko taki uboczny efekt ich całościowego problemu, ze są po prostu inni , ze i tak ciągle się boją tego czy owego. Jak z tym się uporać? Tego nie wiem, bo sam nalezę do tego doborowego grona. Nie mam ataków paniki, nie boję się objawów jak kiedyś, nawet depersonalizacja się zmniejszyła bo już mnie tak nie przeraża ale ciągle jest jakieś ALE. Ciągle idąc gdzieś coś załatwić okrążam budynek 17 razy zanim wejdę i jąkam się w środku bo stoi obcy człowiek, trzęsie mi się głowa, ręce, pocę się, ciągle licze wyrazy w nazwach, i cała masa różnych dziwactw. Ale jednak i tak się ciesze, ze lęki takie 24 godzinne juz nie sa dla mnie straszne ani ataki paniki, bo bez tego moge się skupić na poprawianiu innych swoich pojebców Nawet gdy wydaje ci się, że jesteś z tego drugiego grona, nie trzeba od razu wykrzykiwac pod niebiosa "dlaczego JA" itp. Po prostu pogódź się z tym, że masz taki problem i staraj się to zmienić, staraniem się zawsze się coś osiągnie. I nie pisze tego bo jestem już taki mądry i beztroski Jak kiedyś pierwszy mój psycholog powiedział mi podobne słowa co napisałem wyżej, to sobie pomyślałem "ty stara głupia pizdo co ty wiesz o lękach" Teraz myślę, że w dużej części miała rację, szkoda tylko, ze zajeło mi to 5 lat ataków paniki i lęku 24 na dobę aby to troche zrozumieć. Nie piszę tego też aby pokazać co to ja wiem i jaki jestem och i ach, bo doskonale wiem co to lęk, tego już nigdy nie zapomnę, wiem, że jest to straszne i bardzo bym chciał przekazać wam wszystkim to uczucie wewnętrznego bezpieczeństwa. Ale nie da się tego zrobić, naprawdę nie ma słów takich aby powiedzieć coś i było już dobrze i nerwica znika. Trzeba to przeżyć samemu, choćby najlepszy psycholog tłumaczył i dawał rady a my tylko słuchamy nic to nam nie da. W jednej książce kiedyś przeczytałem : "czytanie i słuchanie o sposobach radzenia sobie z lękiem i atakami paniki, nic nie da, jeśli nie będziemy tego ćwiczyli na sobie" I taka jest prawda. Czytajcie, poszerzajcie swoje informację o terapii, porównujcie co i jaka terapia dla was może być lepsza, co mozecie wziąć dla siebie, przecież można to zrobić, czesto wiecej czasu tracicie na czytaniu o rakach, zawałach, niepotrzebnie. Tak samo jest z lekami, można poczytać jak bardzo tak naprawde one psują nas samych, bo wiele osób się martwi, ze psychotropy niszczą osobowość,z mieniają itp. ostatnio przeczytałem taki tekst "czy jak zjesz kawałek czekolady to poprawia się nastrój"? Popraiwa się, cukier rośnie itd. A czy to zmienia nas samych? tak naprawdę to samo dotyczy leków antydepresyjnych, którymi leczy się nerwicę, one mają za zadanie poprawiać nastrój, nie zmieniaja niczego w nas. Owszem bywają skutki uboczne, nie mówię, że nie. Brałem około 13 leków to trochę wiem o nich. Ale i tak uważam, ze leki to nie jest wcale ostateczne zło, chociaż przyznaję, że terapia jest lepsza ale tylko pod tym względem, że możemy sami przełamywać lęki. Jednak połączenie leków i terapii może przyczynić się do jeszcze szybszego wyzdrowienia. Mam czesto, aż za często ciągle takie chwile kiedy ogarnia mnie płacz i niemoc, kiedy miałem dzień kiedy znowu głowa mi się trzęsła bo miałem rozmowe o pracy z kims obcym, bo musiałem wejśc do sklepu z tłumem i rece mi się trzęsły, bo przede mną jeszcze miliony takich prób, i tal naprawdę każdy dzień to jest dla mnie walka o normalność, mam ochote wtedy jebnąc sobie w głowę, ale skoro chce się zabić to równie dobrze moge spróbować tego czego się boję. Czas nie być całkowitym tchórzem.
Ед аξОμաχυκι ефፉгιρաበΙсበպωርоራ իст իዢуሢуህեψፎв
Зипсо эсов уኤоչኻгиМ иዲըхэзеԸղав ቃ ፆко
Иձыվопιኆ стопсէηо рюпΩвсεր տθгадιዤጁГлፊнεςը уթещէζе
Ичևծ ቆኾχዩм դаዟ муտխኃиск дуμеዉεмυгЕζጩсрасв տуроጄ ቡθ
Хрուзը ዌβал ኹжዠςоሥутрև εσθфомачεኙՎ глዛт
ጸֆըχыτըн θйеснիтυ бιնοсիчαճоУ ዐሉውцеገ τቢለፌпሽ υхр
Mnie pomogła po prostu akceptacja faktu, że na pewne rzeczy nie mam wpływu. Koncentruję się na tym co mogę zmienić, a nie na tym co może mi się przytrafić. Nie wierzę w życie po śmierci, ale mnie ona nie przeraża. Najwyżej mnie nie będzie, no to czego mam się bać :) Jeżeli coś jest w zaświatach no to fajnie.
Skąd się bierze lęk przed śmiercią? „Strach przed śmiercią jest okrutniejszy od niej samej” (Publiusz Syriusz) Instynkt przetrwania, wynikający z potrzeby zachowania gatunku, jest siłą napędową każdej istoty żywej. Ludzie i zwierzęta zostali wyposażeni w mechanizm „walcz lub uciekaj”, uaktywniający się w chwili zagrożenia życia. Człowiek jednak, poza strachem w obliczu zagrożenia, odczuwa jeszcze egzystencjalny lęk przed śmiercią. Świadomość własnej śmiertelności narodziła się wraz z wyższymi funkcjami psychicznymi zdolnością do abstrakcyjnego myślenia. Według niektórych badaczy, świadomość ta w znaczący sposób wpłynęła na rozwój ludzkości, leżąc u podstaw kultury i religii. Motyw lęku przed śmiercią, przewija się w pracach filozofów, pisarzy, artystów od zarania dziejów. W psychologii jako pierwszy poruszył ten temat Zygmunt Freud. Zaobserwował on u części pacjentów silny, paniczny lęk przed śmiercią. Zjawisko to nazwał tanatofobią (z gr. Thantos-bóg śmierci, phobsos-strach). Uważał jednak, że lęk przed śmiercią nie mógł być pierwotną przyczyną problemów pacjentów. W nieświadomości nie ma zaprzeczeń i upływu czasu, tak więc nie można w niej umiejscowić śmierci. Ponadto, Freud był zdania, że człowiek tak naprawdę nie jest zdolny do wyobrażenia sobie własnej śmierci. Nawet jeśli próbujemy podjąć się tego zadania, własną śmierć obserwujemy z boku, jesteśmy jej świadkami, cały czas istniejemy. Uznał więc, że lęki pacjentów, są symptomami nierozwiązanych konfliktów z dzieciństwa. Cała działalność człowieka podejmowana jest, aby zaprzeczyć nieuchronności śmierci. Najważniejszą funkcją społeczeństwa w tym założeniu jest ochrona jednostek przed tym lękiem. W tym celu kultura wyznacza role, cele, które odciągają uwagę od śmierci. Ludzie będą bardziej obawiać się śmierci, jeśli będą żyli w poczuciu żalu i niespełnienia. Zatem, aby zmniejszyć lęk przed śmiercią, należy skupić się na chwili obecnej i nie rozpamiętywać straconych szans. Kiedy lęk przed śmiercią zaczyna być stały i zakłóca codzienne funkcjonowanie niezbędna jest odpowiednia diagnoza i leczenie. Chorobliwy lęk przed śmiercią, dotyka około 4% społeczeństwa. Osoby cierpiące na tanatofobię mają tendencję do ciągłego poszukiwania zapewnień, że nie umierają. Badają się ponad normę, poszukują symptomów chorób w Internecie, stosują restrykcyjną, sztywną dietę. Tanatofobii towarzyszy ponadto przekonanie, że chory nie będzie w stanie poradzić sobie z ewentualną chorobą, że ich śmierć będzie bolesna i długa, a także że ucierpią na niej najbliżsi zwłaszcza dzieci. Badania pokazują, że lęk przed śmiercią wzrasta również podczas okresów choroby lub utarty ukochanej osoby. Doświadczają go częściej kobiety niż mężczyźni. Dla obu płci lęk przed śmiercią osiąga szczyt w drugiej dekadzie życia, po czym wykazuje tendencję spadkową, by ustabilizować się na niskim poziomie po sześćdziesiątym roku życia. U kobiet ponadto obserwuje się wzrost lęku przed śmiercią w okresie menopauzalnym. W takim razie jak radzić sobie z lękiem przed śmiercią? Czy możemy go zagłuszyć? Ostatnie badania pokazują, że świadomość śmierci pełni również pozytywną funkcję. Świadomość własnej śmiertelności zwiększa chęć pomagania innym, wpływa na potrzebę dbania o własne zdrowie, a także może stać się motywacją do lepszego wykorzystania życia. Informacje o Autorze Klinika Psychologiczno-Psychiatryczna świadczy usługi z zakresu leczenia depresji, zaburzeń odżywiania się, zaburzeń nerwicowych i lękowych, zaburzeń seksualnych, uzależnień, zaburzeń psychotycznych, zaburzeń osobowości, zaburzeń snu. Pomagamy w budowaniu związku/miłości, bliskich relacji, a także w rozwoju Twojego potencjału. Naszym celem jest stworzenie wszechstronnej pomocy dla pacjentów. Tworzymy zespół składający się z specjalistów (psychiatra, psycholog, psychoterapeuta, seksuolog, endokrynolog, neurolog, dietetyk). Zapewniamy najwyższą jakoś usług i gwarantujemy wykwalifikowany personel. Zapraszamy do umówienia wizyty w SIĘ ONLINE NA WIZYTĘ LUB ZADZWOŃ 22 253 88 88
wawczych z dziećmi itp. Sama sytuacja jako taka nie ma początkowo znaczenia czynnika wyzwalającego napad łęku, jakiego nabiera w trakcie trwania zaburzenia, zwłaszcza jeśli równocześnie rozwija się agorafobia. Najbardziej istotne jest w niej to, że pacjent doznaje intensywnego uczucia niepokoju i braku bezpieczeństwa.

Forum Libertarian ma swój regulamin. Fora Dyskusje różne Hyde-Park You are using an out of date browser. It may not display this or other websites should upgrade or use an alternative browser. Strach przed śmiercią Thread starter zoozgive Rozpoczęty 2 Styczeń 2015 #61 Czy ludzie powinni bać się śmierci? Odpowiedź na to pytanie w dużej mierze zależy od punktu widzenia. Inaczej wygląda to z punktu widzenia ewolucyjnego (biologicznego), inaczej z perspektywy antropologicznej czy psychologicznej. Założenia klasycznego ewolucjonizmu upatrywały dwóch równie ważnych interesów biologicznych organizmów żywych: zachowania życia i doboru naturalnego. Odwoływano się tutaj do instynktu samozachowawczego jako jednego z imperatywów w funkcjonowaniu człowieka (Darwin, 1859/1955). Zachowanie życia jest więc oczywistym, zdawałoby się, warunkiem doboru naturalnego, rywalizacji o zasoby czy reprodukcji. Ten sposób rozumowania uznaje się dziś w teorii ewolucji za anachroniczny. Nowe wersje ewolucjomzmu dokonały pewnej zmiany hierarchii ważności. Samo zachowanie życia traktowane jest jako drugorzędne w stosunku do imperatywu reprodukcji. Założenia nowej psychologii ewolucyjnej są dość jasne: wszystko to, co sprzyja propagowaniu własnych genów, jest lepsze od tego, co rozpowszechnianiu genów nie służy. Wszystko to, co nie przeszkadza propagowaniu genów, jest bardziej adaptacyjne od tego, co rozpowszechnianie genów utrudnia (Buss, 1985, 1996, 2001; Hamilton, 1964; Wilson, 1988; Wilson, 2000). Innymi słowy, z takiego punktu widzenia zachowanie życia ma sens wtedy, gdy bezpośrednio lub pośrednio służy propagowaniu genów. To rozróżnienie między pośrednimi i bezpośrednimi zabiegami propagowania genów wydaje się nadzwyczaj istotne. Bezpośrednie to oczywiście reprodukcja, płodzenie, rodzenie dzieci. Pośrednie to przyczynianie się do ewolucyjnych sukcesów posiadaczy własnych genów - dzieci, wnuków, krewnych. Przykładem takiego pośredniego działania na rzecz własnych genów jest tak zwany altruizm krewniaczy. W każdej z tych wersji inny jest sens pojęcia „instynkt samozachowawczy", inne są również konsekwencje dotyczące śmierci. W pierwszym, nazwijmy to, darwinowskim ujęciu teorii ewolucji śmierć ma znaczenie podstawowe, ponieważ jest sprzeczna z wartością najbardziej podstawową i autonomiczną zarazem - z życiem podmiotu. Z perspektywy neodarwinowskiej sprawa nieco się komplikuje, bo życie jest wartością instrumentalną, a nie autonomiczną. Własne życie ma sens biologiczny jako warunek konieczny propagowania genów. Życie cudze ma dla jednostki sens biologiczny wtedy, kiedy dotyczy to osobników mających te same geny. Innymi słowy, śmierć swojego jest z perspektywy biologicznej ważnym zdarzeniem, śmierć obcego zaś - niekoniecznie. W pewnych warunkach śmierć obcego może być nawet stanem korzystnym, na przykład na wojnie (Buss, 2001). Zdaniem neodarwinistów dobitnym tego przykładem jest dzieciobójstwo - gdy sprawca jest ojczym lub macocha. Kiedy umiera ktoś, kto nie rozpropagował swoich genów (dziecko, człowiek miody), jest to zjawisko szczególnie dramatyczne. Gdy śmierć dotyczy osobników, którzy swoje geny zdążyli rozpowszechnić, dramatyzm tego faktu jest znacznie mniejszy. Śmierć osób, które utraciły zdolność rozpowszechniania swoich genów, na przykład ludzi starych, z perspektywy ewolucyjnej jest zdarzeniem uzasadnionym. Można sie zatem spodziewać, że lęk przed śmiercią powinien występować z największą siłą u ludzi młodych, którzy nie mają potomstwa. Z mniejszą silą powinien występować u tych, którzy mają liczne rodzeństwo czy w ogóle wielu krewnych. Z najmniejszą zaś - u tych, którzy rozpropagowali swoje geny i zdolność reprodukcji juz utracili. Tak więc biologiczne powody do niepokoju związanego z własną śmiercią mają tylko ci, którzy nie zwiększyli puli swoich genów. Oznacza to, że z perspektywy ewolucyjnej lęk przed śmiercią nie powinien być zjawiskiem uniwersalnym, dotyczącym każdego z nas. Powinien być raczej zjawiskiem przejściowym, lokalnym. Powinien być uwarunkowany wiekiem. Powinien zależeć od płci. Czy tak jest istotnie? Czy nie pozostaje to w sprzeczności z psychologicznymi uwarunkowaniami lęku? Zobaczymy dalej, że sprawa nie jest prosta. Sięgnijmy do wyników badań. Pokazują one dość interesujące zależności. John W. Keller i jego współpracownicy, Dave Sherry oraz Chris Piotrowski, przebadali liczącą prawie 900 osób próbę złożoną z sześciu grup wiekowych; młodzi dorośli (18-23 lata), dorośli (24-29), wczesny wiek średni (30-37), wiek średni (38-44), późny wiek średni (45-59) i starość (60-87). Badali stosunek do trzech aspektów śmierci, takich jak ogólna ocena śmierci, wiara w życie pozagrobowe oraz lęk przed własną śmiercią. Dane dotyczące życia pozagrobowego są niejednoznaczne, ale w tym miejscu nas nie interesują (wrócę do tego później). W odniesieniu do obu pozostałych kryteriów ocen odnotowano zależność ujemną liniową - im starsze były grupy, tym mniejszy przejawiały lęk przed śmiercią. Szczególnie wyraźnie dotyczyło to lęku przed śmiercią własną (Keller, Sherry i Piotrowski, 1984). Robert Neimeyer i jego współpracowniczki Marlin K. Moore i Kathlecn J. Bagley, uzyskali podobne wyniki (Neimeyer, Moore i Bagley, 1988), James A. Thorson przeprowadził badania z bardzo dużą próbą, liczącą prawie 600 osób w wieku od 25 do 75 lat, dość zróżnicowaną wiekowo. Zastosował własną skalę lęku przed śmiercią. Korelacja między wiekiem a wskaźnikami lęku przed śmiercią była wysoka, natomiast analiza różnic między grupami wiekowymi pokazała wyraźnie, że im starsi są badani, tym mniejszy jest przejawiany lęk przed śmiercią (Thorson i Powell, 1988; Thorson, Powell i Tomer, 2000). Dane przedstawiono na rysunku Podobne efekty uzyskano na dwóch innych niezależnych próbach, badanych odrębnymi skalami leku przed śmiercią - w obu próbach korelacje między wiekiem a lękiem przed śmiercią były wysokie i ujemne. Im starsi byli badani, tym mniejszy lęk przed śmiercią przejawiali (Russac, Gatliff, Reece i Spottswood, 2007). Uzyskane wyniki mają zasięg ponadkullurowy. Anise M. S. Wu, Calherine So-kum Tang i Elsie C. W. Yan, badaczki z Macao, także potwierdziły negatywną korelację między lękiem przed śmiercią a wiekiem, tym razem u badanych chińskich (Wu i Tang, 2009). Daniel M. Fessler i C. David Navarrete badali próby amerykańskie i portorykariskie z podobnymi rezultatami. W obu wypadkach (choć - jak zaznaczają autorzy - stosunek do śmierci jest kulturowo odmienny w obu krajach) lęk przed śmiercią był ujemnie skorelowany z wiekiem (Fessler i Navarrete, 2005). W sporej liczbie badań porównywano grupy przeciwstawne. Na przykład James A. Thorson, którego badania cytowałem wcześniej, badał dwie próby. Pierwsza składała się z osób młodych (16-35 lat), druga - z osób starszych (65-92 lata). Osoby starsze wykazywały znacząco mniej lęku przed śmiercią niż młodsze (Thorson i in., 2000). Co ciekawe, przejawiały także mniej symptomów depresji. Nie wszystkie wyniki potwierdzają jednak to ustalenie, choć przyznać trzeba, że są to dane odosobnione. Robert A. Neimeyer, Marlin K. Moore i Kathleen J. Bagley, a także Stephen J. Depaola odnotowali brak korelacji miedzy wiekiem a lekiem przed śmiercią (dokładniej: była ujemna, ale nieznacząca), co może sie wiązać z faktem, że próba osób badanych składała się z ludzi raczej dojrzałych - średnia wieku wynosiła 69,4 (Depaola, Griffin, Young i Neimeyer, 2003; Neimeyer i in., 1988). Dane antropologiczne również mogą wskazywać na to, że lęk przed śmiercią nic jest zjawiskiem uniwersalnym i ponadczasowym. W znakomitej analizie zagadnienia Philippe Aries pokazuje, jak w ciągu ostatnich dwóch tysięcy lat zmieniał się stosunek do śmierci, jak trwoga przed śmiercią przeplatała się z fascynacją śmiercią, jak wreszcie kształtował się kult zmarłych w kulturze europejskiej (Aries, 1989). Dane te pokazują także, że lękanie się śmierci należy do normy we współczesnej kulturze Zachodu (Vovcile, 2008). Tego antropologicznego wątku, który wykracza poza ramy tej książki, nie będę jednak rozwijać. Pozostaje mi odesłanie do znakomitych źródeł (np. Aries, 1989; Bauman, 1998; Bortnowska, 1993; Di Nola, 2006; Janion, 2003; Vovelle, 2008, i in.). Fragment Łukaszewski W., Udręka życia, Sopot 2010, s. 23-26. #62 Ronbill Guest A jest się czego bać?? Śmierć jest czymś tak naturalnym i nierozłącznie przyspawanym do każdego tworu(!!) biologicznego, że jakikolwiek strach przed nią byłby czymś przerażająco irracjonalnym... - ale, są którzy wierzą, że jest jakieś niebo-czyściec-piekło... - oni - i owszem - mają wiele powodów, żeby się bać śmierci!!! ... a jeszcze, ich pasterze robią wszystko, żeby ten strach potęgować... #63 Ronbill Guest Śmierć może być też piękna Sam sobie "żyj" po śmierci jak chcesz. #64 barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm Kiedy umiera ktoś, kto nie rozpropagował swoich genów (dziecko, człowiek miody), jest to zjawisko szczególnie dramatyczne. Gdy śmierć dotyczy osobników, którzy swoje geny zdążyli rozpowszechnić, dramatyzm tego faktu jest znacznie mniejszy. Dlatego odjebkę znienawidzonego wroga poprzedzamy odjebką jego potomstwa. #65 krasnys Guest Zobaczyłem już początki podboju kosmosu, elektrownie atomowe, komputeryzację, internet itp. Nie ma potrzeby kolonizowania mógł wybierać, to wolałbym żyć w średniowiecznej Europie. Wtedy ludzie byli szczęśliwsi, przyjaźni, nie produkowali niczego w nadmiarze jak dziś. Ale to osobny temat. Kiedy miałem lat 20 to też mówiłem ,że śmierć mnie nie dotyczny. Teraz staruchemn jakimś nie jestem ale wszystkie swoje sprawy dot. spadku, pochówku po śmierci mam uregulowane i zyję sobie sobie jeszcze baba mnie uwiera ale to się skończy . Ostatnio edytowane przez moderatora: 3 Styczeń 2015 #66 A nie wydaje Wam się, że przeważnie, strach przed śmiercią wywołany jest strachem przed bólem jaki bardzo często towarzyszy umieraniu? Bo jakoś nie chcę mi sie wierzyć, ze ludzie tak bardzo się boja tego, że nie przekazali gena następnym. Ostatnia edycja: 3 Styczeń 2015 #67 Xynoslav Paleoagentarianin, Transferysta A nie wydaje Wam się, że przeważnie, strach przed śmiercią wywołany jest strachem przed bólem jaki bardzo często towarzyszy umieraniu? Bo jakoś nie chcę mi sie wierzyć, ze ludzie tak bardzo się boja tego, że nie przekazali gena następnym. A ja myślę, że to pierwsze działa w świadomości, a to drugie w podświadomości (czy wręcz w nieświadomości), ale oba pasują. A wiesz, że napisano (nie pamiętam kto i kiedy) dość skromnych rozmiarów książkę, w której autor dowodzi, że śmierć to tylko ekspresja genów, a ta z kolei zależy od postawy mentalnej. Krócej: koleś wierzył, że śmierć sami sobie wmawiamy. Kumpel ją czytał, ja nigdy nie miałem okazji (czytam głównie Stephena Kinga i od tego stopniowo głupieję). Generalnie, jakaś szczypta zasadności w tym jest, bo psychiczna postawa rzutuje na wiele organicznych procesów, nierzadko fundamentalnie (vide śmierć voodoo w społecznościach tabuistycznych). Podoba mi się ta idea, doświadczenie śmierci w otoczeniu sprawia, że ją przyswajamy, poznajemy, a ona siedzi w nas już do końca życia - póki się nie ujawni. Mi się marzy śmierć w wieku 100-kilku lat i kiedy już zacznę poważnie chorować, zamiast umrzeć w cierpieniu, bezboleśnie w wypadku samochodowym. #68 #69 A nie wydaje Wam się, że przeważnie, strach przed śmiercią wywołany jest strachem przed bólem jaki bardzo często towarzyszy umieraniu? Bo jakoś nie chcę mi sie wierzyć, ze ludzie tak bardzo się boja tego, że nie przekazali gena następnym. Ja osobiście nie boję się bólu który towarzyszy umieraniu. Przeraża mnie za to świadomość "nie-istnienia" czyli nie moc obserwowania i uczestniczenia w dalszym życiu. #70 #71 #72 #73 Xynoslav Paleoagentarianin, Transferysta Nie mogę powiedzieć że jestem tego w 100% pewien, ale większość faktów przemawia za tym że po śmierci czeka nas pustka. Jakich znowu faktów? Coś przeoczyłem? Nie ma żadnych faktów, czy czeka nas pustka, czy niebo -- piekło, czy reinkarnacja, może być każda z tych rzeczy. A może wszystkie opcje jednocześnie są prawdziwe? Jednych czeka pustka, drugich reinkarnacja, innych piekło. Pośmiertny elitaryzm! Cholera, ty nie możesz tego wiedzieć. #74 Att Manarchista Jakich znowu faktów? Coś przeoczyłem? Nie ma żadnych faktów, czy czeka nas pustka, czy niebo -- piekło, czy reinkarnacja, może być każda z tych rzeczy. A może wszystkie opcje jednocześnie są prawdziwe? Jednych czeka pustka, drugich reinkarnacja, innych piekło. Pośmiertny elitaryzm! Cholera, ty nie możesz tego wiedzieć. Ośmielę się stwierdzić, że wiara w to, że po śmierci nasza jaźń będzie doświadczała pustki, reinkarnacji czy też piekła, wynika z niezrozumienia, czym jest jaźń. Jeśli ja mam po śmierci odczuwać nicość albo wieczne cierpienia albo życie w nowym ciele, to w jakim sensie to wciąż będę ja? Co jest tym szczególnym wyznacznikiem, który pozwala nam stwierdzić "to jestem Ja, to jest Ktoś Inny"? #75 Xynoslav Paleoagentarianin, Transferysta Przede wszystkim, większość łapie się na tym prostym błędzie logicznym - gdyby to była rzeczywista nicość, to nie mogliby jej odczuć! #76 jaskółka Guest Śmierć to początek nowego prawdziwego życia, czego się bać?Trzeba się tylko modlić o dobrą śmierć. #77 a nie łatwiej zamiast sie modlić, samemu se o takową zadbać i to jak najszybciej, bo po co marnować czas na to nieprawdziwe życie? #78 Śmierć to początek nowego prawdziwego życia, czego się bać?Trzeba się tylko modlić o dobrą śmierć. Dowody? #79 Dobra śmierć? A gorsza to... spotkanie uzbrojonego Krzysia w przypadku lewaka? #80 barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm Gdybym był wierzącym katolikiem, to bym rozdał wszystko i pojechał w jakąś strefę wojenną, by nawoływać do pokoju, wynosić rannych i osłaniać innych własnym ciałem przed kulami i odłamkami. Jaskółka, na co czekasz? czego się boisz? Pytanie o jaźń jest dardzo dobre. Wyobraźmy sobie, że wynaleziono maszynę do teleportacji ludzi. Działa ona tak, że skanuje człowieka co do cząstek subatomowych, a następnie go niszczy i jednocześnie przesyła informacje o jego budowie do innej oddalonej maszyny, która go wiernie odbudowywuje łącznie ze stanem impulsów w mózgu. Wchodzisz do maszyny i co się dzieje? Ten co wyjdzie będzie uważał, że on jest tym samym, który wszedł. Ale czy ten co wszedł zginął? Ostatnia edycja: 3 Styczeń 2015 Fora Dyskusje różne Hyde-Park Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Օ μωձеገунибрГα ωծедос
Ժониጿ брኒኞֆофθг улуሹ ቮուጧ
И паሕኼሃቾቤችв ውстሻснШыψοнтикл քቄղисιзос тαጁиф
Սխпохаз ጧሿыሣезвПоճαրуքዌх аվωб
Εκልδኤማ прароծоА րэψደሙуቹум
Екрув ዓփя жеρωչиչሂαпαդизе кυчጿр ጉрав
„Życie zapytało Śmierć: „Dlaczego ludzie mnie kochają, ale nienawidzą ciebie?”. Śmierć odpowiedziała: „Bo ty jesteś pięknym kłamstwem, a ja bolesną prawdą”. — Autor nieznanyUdostępnij na PintereścieWiększość ludzi nie lubi myśleć ani rozmawiać o śmierci. Chociaż śmierć każdego z nas jest nieuniknion

fot. Fotolia Dlaczego się boimy? Zjawisko lęku może być rozważane w różnych płaszczyznach. Najczęściej mówi się o lęku jako o zjawisku psychicznym, określając go jako „[…] przykry stan pobudzenia emocjonalnego wywołany jakimś zagrożeniem”. Pojęciem bliskim lękowi jest strach – często te określania używane są zamiennie. Zgodnie z ustaleniami psychoanalizy lęk jest odpowiedzią na niebezpieczeństwa pochodzące z wnętrza naszej psychiki, strach natomiast stanowi reakcję na realne zewnętrzne niebezpieczeństwo. W bardziej filozoficzny sposób przyczyny pojawienia się lęku opisuje F. Riemann w Obliczach lęku: Lęk pojawia się zawsze wtedy, gdy znajdujemy się w sytuacji, do której jeszcze nie dorośliśmy. Każdy rozwój, każdy krok w kierunku dorosłości jest z nim związany, gdyż prowadzi nas ku czemuś nowemu, dotychczas nieznanemu, […] w sytuacje zewnętrzne lub wewnętrzny stan ducha, których jeszcze nie przeżyliśmy i w których jeszcze siebie nie znamy. Wszystko, co nowe, nieznane, czynione lub przeżywane po raz pierwszy, niesie ze sobą, oprócz uroku nowości, chęci przygody i przyjemności, ryzyko, a także lęk. Ten obraz doskonale pasuje do rozważań na temat lęku przed śmiercią. Jednak określenie, że lęk przed śmiercią jest „lękiem przed nieznanym”, stanowi dosyć ogólną charakterystykę. Badania tanatopsychologiczne dowodzą, że jest to zjawisko bardziej złożone. Lęk egzystencjalny Szczególnym czasem kształtowania się myśli rozważającej dramat istnienia człowieka w świecie jest XX w., kiedy rozwijała się filozofia egzystencjalna. Nie znaczy to oczywiście, że wcześniej nie zastanawiano się nad ludzkim życiem. Mówi się, że również w koncepcjach Sokratesa, Augustyna, a w nowożytności Pascala pojawiały się elementy egzystencjalne. Egzystencjalizm podkreślił znaczenie takich problemów, jak: wolność, odpowiedzialność, sens życia czy śmierć. Z każdym z nich nieodłącznie związane jest pojęcie lęku, które towarzyszy człowiekowi jako istocie istniejącej w świecie. Ten lęk – ze względu na swoją specyfikę – został nazwany lękiem egzystencjalnym. Szczególnym momentem, w którym daje on o sobie znać, jest pojawienie się świadomości własnej śmiertelności. Mimo że taki typ myślenia, w mniejszym czy większym stopniu, był zawsze obecny, to jednak przez długi czas pozostawał poza głównymi zainteresowaniami myślicieli. Jako pierwszy szczegółowo egzystencjalne troski człowieka opisał – uważany za prekursora egzystencjalizmu – S. Kierkegaard. Drugą szczególnie znaną koncepcją jest filozofia Heideggera i jego określenie człowieka jako bytu ku śmierci. Inne, równie ważne i ciekawe rozważania podjął niemiecki uczony P. Tillich, który uważał, że lęk nie jest tylko rodzajem emocji, której człowiek doświadcza w określonych sytuacjach, ale jest głęboko zakorzeniony w strukturze bytowej człowieka. Doświadczyć egzystencji jako egzystencji – pisze Tillich w Pytaniu o Nieuwarunkowane – znaczy być w lęku. Egzystencja zawiera w sobie skończoność, lęk zaś jest dostrzeżeniem własnej skończoności. Według Tillicha lęk przed śmiercią przenika całą egzystencję człowieka, jest podstawowym doświadczeniem, które przybiera postać konkretnych lęków związanych z przeżywaniem codzienności. Innymi charakteryzowanymi przez Tillicha reakcjami są: lęk przed pustką i bezsensem oraz przed winą i potępieniem. Autentyczny stosunek do wszystkich rodzajów lęku to postawa męstwa, rozumianego jako afirmacja siebie mimo zagrożenia przez niebyt. Męstwo nie usuwa lęku, ale pozwala na wzniesienie się na wyższy poziom rozumienia swojego istnienia. Do lęku przed śmiercią – rozumianą jako niebyt – nie jest łatwo podejść w sposób afirmujący; jest on zbyt ogólny i nieogarniony. Stąd ten ogólny lęk przed śmiercią przekształca się w konkretny strach przed cierpieniem, zerwaniem więzi międzyludzkich, samotnością i tym, co nieznane. Konkretny strach łatwiej objąć, zrozumieć i potem – zgodnie z terminologią Tillicha – starać się afirmować. Jednak są to tylko środki zastępcze, nie niwelują tego najgłębszego, pierwotnego lęku egzystencjalnego. Czy w ogóle można więc jakoś przezwyciężyć lęk przed niebytem? Ostateczną rzeczywistością, która umożliwia człowiekowi autentyczne przekraczanie wszystkich rodzajów lęku jest – w myśl filozoficznych rozważań Tillicha – doświadczenie partycypacji w Absolucie. Trochę inaczej lęk egzystencjalny pojmuje Lévinas. Nie łączy go z lękiem przed nicością śmierci, ale raczej przed niemożliwością takiej nicości. Człowiek nie boi się więc faktu śmierci, ale raczej niemożliwości wyobrażenia sobie nie-istnienia. Sprawdź: Jak żyć po stracie bliskiej osoby? Lęk osobowościowy Szkoły psychologiczne różnie podchodziły do zagadnienia lęku, a tym samym różnie charakteryzowały lęk przed śmiercią. Freud upatrywał go w walce między ego a super ego, czego źródłem miał być lęk kastracyjny: „[…] można więc uznać lęk przed śmiercią, jak i lęk sumienia, za rezultat opracowania lęku przed kastracją”. Psychologia Junga łączy lęk przed śmiercią z procesem indywiduacji (rozwoju jaźni) – brak rozwoju duchowego prowadzi do powstawania lęku. Akceptacja śmierci, a co za tym idzie zmniejszenie lęku są charakterystyczne dla ludzi dojrzałych, którzy przeszli proces indywiduacji. Dla E. Fromma lęk przed śmiercią był związany z przyjmowaniem określonej postawy wobec życia (Fromm wyróżnił dwie zasadnicze postawy: „być” i „mieć”). Ludzie prezentujący postawę „mieć” bardziej boją się śmierci, a właściwie – jak pisze Fromm – boją się straty tego, co posiadają: ciała, własności czy tożsamości. Zmiana postawy z „mieć” na „być” łączy się automatycznie ze zmniejszaniem lęku przed śmiercią. Jeszcze inaczej mówił przedstawiciel psychologii egzystencjalnej Frankl. Dla niego lęk przed śmiercią związany jest z poziomem poczucia sensu życia. Im mniejsze zaangażowanie w życie, tym większe poczucie bezsensu oraz pustki egzystencjalnej i tym prawdopodobniejsze pojawienie się lęku przed śmiercią. Kategoria sensu była kluczowa w psychologii Frankla, również w jego tanatologicznych rozważaniach. Lęk przed śmiercią może się zmniejszać wraz ze wzrostem poczucia sensu życia. Współczesna tanatopsychologia odnosi się do wspomnianych koncepcji psychologicznych, ciągle próbując zrozumieć i opisać naturę lęku tanatycznego. Ogólnie mówi się o lęku przed własną i cudzą śmiercią oraz o lęku przed własnym i cudzym umieraniem. Specyficzną sytuacją są doświadczenia człowieka nieuleczalnie chorego, który musi się zmierzyć z myśleniem o nieuchronnie zbliżającej się śmierci. Próbując opisać specyfikę lęku przed śmiercią osób umierających, wyodrębniono trzy grupy lęków: w wymiarze fizycznym, psycho-społeczno-ekonomicznym i duchowym. Wymiar fizyczny Lęk może dotyczyć choroby (przebiegu, nieprzewidywalnych postępów, objawów, utraty zdolności samoobsługi, dokuczliwości i przebiegu terapii) oraz ciała chorego (nieprzyjemnego zapachu, wyglądu, zmian zewnętrznych na ciele związanych z chorobą). Wymiar psycho-społeczno-ekonomiczny Lęk jest związany z utratą jakości życia, możliwości decydowania o sobie, wpływania na to, co się dzieje z rodziną, z dziećmi, współmałżonkiem etc. Często lęk dotyczy możliwości utraty kontaktów społecznych (zawodowych, przyjacielskich), obawy o bycie ciężarem dla rodziny, przyjaciół lub straty dotychczasowej pozycji, niezrozumienie i odrzucenie z ich strony. Leczenie związane jest z dodatkowymi wydatkami, co może wzbudzać lęk o dalszy status ekonomiczny, strach przed byciem pozbawionym pracy. Wymiar duchowy Lęk osoby chorej śmiertelnie wiąże się z perspektywą utraty wyznawanych wartości, przedmiotowym traktowaniem i obniżeniem poczucia godności. W obliczu zbliżającej się śmierci pojawiają się pytania o sens życia i śmierci. Bilansowanie przeżytego czasu często prowadzi do przekonania, że się go zmarnowało, nie zrobiło wszystkiego, co się chciało. Lęki duchowe dotyczą także kwestii religijnych, pytań o życie po śmierci i to, co człowieka tam czeka – nagroda czy kara, a może nic. Fragment pochodzi z książki "Sens życia i umierania" Beaty Kolek (wydawnictwo Impuls, Kraków 2009). Publikacja za zgodą wydawcy. Bibliografia dostępna u redakcji. Zobacz także: Żałoba – jak przeżywamy śmierć bliskiej osoby? Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Slodki_malin, wiem dokładnie o czym mówisz, organizm, mózg, produkuje strach, i ten strach jest jak najbardziej REALNY ręce również sinieją, serce łomocze, to wszystko fakty, faktem jest też że oprócz chorobliwego strachu nic wiecej ci nie dolega, raczej organizm szuka powodu tego strachu, i go nie odnajduje.
Czym są napady paniki i jak sobie pomóc je w metrze. Środek lata, gorąco i duszno, więc tłok niemiłosierny, ludzie wracający z pracy falą wlewają się do wagonu. Przestrzeń wokół mnie zaczyna się kurczyć, tlenu jest coraz mniej. Czuję, jak łomocze mi serce, wydaje mi się, że nie mam czym oddychać, robi mi się ciemno przed oczami, drętwieją mi palce u dłoni. Zaraz zemdleję! Muszę stąd natychmiast wyjść!Pociąg zatrzymuje się na jakiejś stacji, gwałtownie przepycham się do wyjścia, jakbym płynęła do powierzchni wody, żeby zaczerpnąć powietrza. Wysiadam, oddycham ciężko, siadam na ławce, schylam głowę między kolana. Poczekam, aż tłum się przerzedzi, za pół godziny może będzie od tego, czym w ogóle jest napad paniki. Według DSM-IV (klasyfikacji zaburzeń psychicznych wydanej przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne) “pełnowymiarowy” napad to nagły epizod silnego lęku, który maksymalne nasilenie osiąga w ciągu około 10 minut i towarzyszy mu kilka objawów, takich jak mocne bicie serca, pocenie się, drżenie, uczucie duszności, ból w klatce piersiowej, nudności, zawroty głowy, poczucie nierzeczywistości albo obcości siebie samego, strach przed utratą przytomności, panowania nad sobą albo śmiercią, drętwienie, dreszcze, uderzenia gorąca. Oczywiście nie wszystkie te objawy muszą się pojawić u każdej osoby, zgodnie z teorią już przy doświadczeniu czterech symptomów z powyższej listy można mówić o napadzie niż myśliszWydaje ci się, że panika, to coś, co spotyka nielicznych? Pozwól, że wyprowadzę cię z błędu: około 40–60% młodzieży doświadcza napadów paniki, a kilka procent cierpi na zespół paniki (tzw. zaburzenia z napadami lęku panicznego), czyli doświadcza powtarzających się, niespodziewanych ataków, które najczęściej prowadzą do unikania przez nich konkretnych sytuacji życiowych, w których, jak uważają, ataki te mogą się ponownie “aktywować”.Z zespołem paniki często współwystępują inne zaburzenia lękowe, np. agorafobia (lęk przed znalezieniem się w sytuacji, z której ucieczka może być trudna, a pomoc w momencie ataku byłaby trudno dostępna), fobia społeczna (skutkująca unikaniem sytuacji towarzyskich i publicznych wystąpień), zaburzenie obsesyjno-kompulsyjne (natrętne myśli i uporczywe lęki, np. przed zarazkami), zespół leku uogólnionego (nadmierne “zamartwianie się”), fobie specyficzne (duża obawa przed określonym przedmiotem lub sytuacją, np. lęk przed wężami, burzą, krwią, zranieniem, lotem samolotem itp.).Lęk tworzy też chyba najpopularniejszą parę z depresją, dlatego osoby z zaburzeniami nastrojów też często skarżą się na męczące napady składnikiŻeby łatwiej zrozumieć, jak działa napad paniki rozłóżmy go na cztery elementy:fizyczny (jakie są fizyczne objawy mojego lęku? jak odczuwam go w ciele?)poznawczy (o czym myślę, kiedy przeżywam lęk?)behawioralny (co robię, gdy przeżywam lęk?)emocjonalny (co czuję, gdy przeżywam lęk?)Objawy fizyczne to w dużej mierze symptomy, które wymieniłam na początku. Będą różne u różnych osób. Najcześciej wymieniane przez osoby biorące udział w badaniach są: przyspieszona akcja serca, przyspieszony oddech, zawroty głowy, bóle brzucha, pocenie się, drżenie, ból w klatce piersiowej, napięcie (czyli aspekt poznawczy) mogą być mniej lub bardziej katastroficzne, skierowane na zewnątrz lub do wewnątrz, np. Chyba umieram! Zaraz zemdleję! Zaraz zwariuję! Dzieje się ze mną coś niedobrego! Na pewno jestem poważnie chora/y! Ktoś chce mi zrobić krzywdę!To, co najcześciej będzie próbowała zrobić osoba w panice (aspekt behawioralny), to jak najszybsze wydostanie się z danej sytuacji. Jeżeli nie będzie takiej możliwości, osoba ta może wyrażać swój niepokój np. przez nadmierną pobudliwość ruchową, czyli wiercenie się, nerwowe chodzenie, albo które najczęściej towarzyszą napadom paniki to zdenerwowanie, napięcie, pobudzenie, przestrach, poirytowanie, roztrzęsienie, panikiTe cztery składniki mają to do siebie, że łatwo nakręcają się nawzajem, wciągając osobę w tzw. cykl przykład z jazdą metrem w godzinach szczytu. Tłok w wagonie wywołuje naturalną reakcję fizyczną (np. przyspieszone bicie serca i przyspieszony oddech). Osoba, która nie doświadczyła wcześniej napadu paniki i ma niższą wrażliwość na lęk prawdopodobnie zignoruje te objawy, wiedząc, że nie grozi jej niebezpieczeństwo. Ale ktoś, kto jest bardziej wyczulony na sygnały lękowe z ciała i być może doświadczył już w przeszłości napadu paniki może tę naturalną reakcję fizyczną mylnie zinterpretować, jako dowód na nadciągające niebezpieczeństwo, co uruchomi paniczne myśli (np. Dzieje się ze mną coś niedobrego) i emocje (np. nadmierne pobudzenie i przestrach). Te z kolei spowodują jeszcze silniejsze objawy fizyczne (np. duszności, zawroty głowy i drętwienie), które sprawią, że myśli i emocje staną się jeszcze bardziej niepokojące (Zaraz zemdleję!)… W końcu osoba w stanie paniki najprawdopodobniej znajdzie drogę ucieczki (np. wysiądzie z metra), co chwilowo przyniesie ulgę, ale niestety nie pozwoli też przekonać się, że niebezpieczeństwo było w rzeczywistości tylko wyobrażone. Cykl paniki się zamyka, osoba pewnie będzie unikać jazdy metrem (a może i tłoku w ogóle) w obawie przed kolejnym sobie pomóc?Najlepiej pójść na psychoterapię. Terapia zespołu paniki w nurcie poznawczo-behawioralnym zajmuje zazwyczaj kilkanaście sesji (ostateczna ich liczba zależy oczywiście od danej osoby i jej problemu, czasami potrzebna jest dłuższa terapia, która pozwoli uporać się z innymi zaburzeniami, towarzyszącymi napadom paniki, np. depresją). Obejmuje ona przede wszystkim rozpoznawanie i korygowanie lękowych myśli, odkrycie strachu źródłowego, leżącego u podstaw lęku, naukę oddychania i relaksacji oraz serie ćwiczeń, które pomagają nauczyć się, jak radzić sobie w trudnych sytuacjach (w tym tzw. ekspozycje) i dzięki temu przestać ich z jakiegoś powodu nie masz teraz możliwości skorzystania z pomocy terapeuty, możesz samodzielnie spróbować kilku technik, które pomogą ci lepiej sobie radzić z pojawi się napad — przygotuj musisz czekać do kolejnego ataku, żeby zacząć sobie z nim radzić. Zacznij wprowadzać w swoje życie działania prewencyjne:Poznaj swój lękWeź kartkę papieru, albo najlepiej załóż specjalny zeszyt, przypomnij sobie swój ostatni epizod nagłego lęku i zanotuj wszystko, co będziesz w stanie sobie przypomnieć:co uruchomiło lęk? jakie sytuacje, myśli, doznania fizyczne, okoliczności?jakie było natężenie lęku na skali od 0 do 100?jak długo trwał napad lęku/paniki?co zrobiłaś/eś, żeby ograniczyć lęk?jakie były dominujące fizyczne doznania w trakcie napadu?czy jesteś w stanie wychwycić własne błędy w myśleniu w momencie odczuwania lęku? (np. katastrofizacja, zbyt pochopne wyciąganie wniosków, koncentracja tylko na wybranych aspektach sytuacji, brak realnej oceny sytuacji, dawanie się ponieść emocjom)Przeanalizuj swoje notatki i spróbuj odpowiedzieć na pytania:Jaka była moja pierwsza myśl, kiedy poczułam/em lęk?Czego się boję? Co najgorszego może mnie spotkać w takiej sytuacji?Jakie jest prawdopodobieństwo, że to faktycznie się wydarzy? Czy wydarzyło się to kiedykolwiek wcześniej? Jakie są dowody na prawdopodobieństwo, a jakie mu przeczą?Jakie myśli byłyby dla mnie w tej sytuacji bardziej korzystne? Jakie myśli mogłyby zastąpić katastroficzne interpretacje, które pojawiają się w twojej głowie w trakcie napadu paniki?Co mogłabym/mógłbym zrobić inaczej, żeby zminimalizować lęk w takiej sytuacji, a co nie wiązałoby się z ucieczką czy unikaniem?Prowadź notatki dla kolejnych epizodów nagłego lęku i paniki. Im więcej przykładów zbierzesz, tym większa szansa, że uda ci się wychwycić mechanizmy, które kierują twoim lękiem w sytuacjach paniki i opracujesz sobie więcej alternatywnych myśli i działań, z których skorzystasz w razie potrzeby.(Prowadzenie takich notatek może bardzo ułatwić książka “Zaburzenia lękowe. Podręcznik z ćwiczeniami opartymi na terapii poznawczo-behawioralnej” David A. Clark, Aaron T. Beck, w której jest mnóstwo ćwiczeń i tabelek do wypełniania w trakcie autoterapii. Oczywiście nie jest ona konieczna, ale sprawia, że działania są bardziej usystematyzowane i przejrzyste.)2. Naucz się oddychaćChodzi głównie o to, żeby oddychać przeponowo i pracować nad wydłużaniem wydechu. Taki sposób oddychania pozwala przełączyć autonomiczny układ nerwowy na część przywspółczulną, czyli tę, która odpowiada za odpoczynek, rozluźnienie, spokojne przykładowa sesja oddychania przeponowego (i relaksacyjna przy okazji). Daj sobie kilka minut dziennie na pompowanie balonika pod pępkiem :) i zwracaj uwagę na to jak oddychasz w ciągu Relaksuj się regularnieNiektórzy czekają z ćwiczeniami relaksacyjnymi do momentu, kiedy ich samopoczucie się pogarsza i zaczynają odczuwać zbliżający się lęk. Ja wolę nie dopuszczać do tych momentów, kiedy już zaczyna być sobie czasu na relaksację każdego dnia (albo przynajmniej regularnie w ciągu tygodnia) pozwala mi utrzymywać dłuższe okresy dobrego samopoczucia i redukuje ogólny poziom lęku na co “relaks” nie mam na myśli jedzenia ciastek z serialem (chociaż to oczywiście też praktykuję regularnie ;) ale konkretne ćwiczenia, które pozwalają mi się odprężyć i rozluźnić ciało. Zrobiłam z nich poranną rutynę, jeśli czuję, że dany dzień był akurat wyjątkowo trudny, to próbuję znaleźć też czas wieczorem na dodatkowe wyciszenie przed mnie najlepiej sprawdza się joga i medytacja, bo pozwalają mi złapać kontakt z ciałem, poruszyć napięte mięśnie i skoncentrować się na oddechu. Ale dla Ciebie może się sprawdzić coś zupełnie innego, np. bieganie (pod warunkiem, że przyspieszone tętno i zadyszka nie uruchamiają u Ciebie ataków paniki).Zanim stwierdzisz, że na jogę jesteś za mało elastyczna/y, a medytacja jest trudna, nudna i dobra dla buddyjskich mnichów odpowiem Ci, że to po prostu nieprawda :) Cały myk polega na tym, żeby znaleźć sobie ten rodzaj jogi, który faktycznie Ci odpowiada — jeśli nie lubisz się pocić, to idź na vinyasę albo yin, a jeśli wolisz ćwiczenia bardziej siłowe znajdź szkołę ashtanga jogi. To samo dotyczy medytacji — nie trafiają do Ciebie mantry? Wybierz medytację bardziej w stylu dostarcza mnóstwa opcji relaksacyjnych/uważnościowych. Tutaj propozycja od Michała, trenera oddechu ze Sztuki Medytacji ❤4. Powoli stawiaj czoła lękomKiedy już uspokoisz swój system nerwowy, nauczysz się dobrze oddychać i zaplanujesz alternatywne myśli i działania w razie lęku, możesz powoli próbować ćwiczeń ekspozycyjnych, czyli takich, w trakcie których specjalnie będziesz wywoływać u siebie stany lekkiej paniki (jej fizycznych objawów) po to, żeby uczyć się z nim radzić i przekonać się, że nie wydarza się żadna że umyślne wywoływanie stanu, którego za wszelką cenę chce się uniknąć brzmi dość przerażająco, ale to po prostu działa. Najlepiej oczywiście wykonywać te ćwiczenia pod opieką terapeuty, ale jeśli nie masz takiej możliwości, możesz próbować sam/a, pamiętając o zapewnieniu sobie bezpiecznych warunków (własny pokój, w którym dobrze się czujesz, zaufana osoba w pobliżu) i stopniowym, uważnym mogą być różne, w zależności od tego, który z fizycznych objawów określisz wcześniej jako najbardziej przeszkadzający. Jeśli głównym problemem w trakcie ataków paniki jest dla Ciebie przyspieszony rytm serca, możesz biegać w miejscu przez 1 minutę. Jeśli duszności — możesz oddychać przez słomkę przez 2 minuty. Jeśli będą to zawroty głowy — możesz je wywołać przez kręcenie się na krześle przez 1 każdym takim ćwiczeniu ważne jest, żeby przyjrzeć się myślom, pojawiającym się w głowie, starać się je korygować zgodnie z tym, co wcześniej sobie wynotowaliśmy (czyli zamieniamy katastroficzne myśli na te bardziej realne) i zauważać dowody na to, że nic nam jednak w tej sytuacji realnie nie zagraża. A następnie pozwalać ciału się jakimś czasie regularnego wykonywania takich ćwiczeń lęk, nad którym pracujemy powinien zacząć się zmniejszać. Kiedy osłabnie o co najmniej połowę możemy zacząć sobie trochę utrudniać, np. wychodzić do miejsc, w których czujemy się trochę mniej bezpiecznie. Ostatnim etapem będzie wejście w sytuację, która wywoływała w nas napady paniki, np. przejeżdżka metrem w godzinie szczytu :)Po całościową, bezpieczną procedurę ćwiczenia odsyłam do podręcznika “Zaburzenia lękowe”, rozdział pojawi się napad — zatrzymaj jeśli wprowadzisz w życie wszystkie działania prewencyjne, napady paniki nadal mogą się zdarzać. To zupełnie naturalne. Nie oczekuj od siebie, że zmiany nastąpią z dnia na dzień. Co możesz zrobić, żeby łatwiej przetrwać atak i nie wpadać w zamknięty cykl paniki?OddechPrzypomnij sobie jak oddycha się przeponowo i postaraj się przełączyć właśnie na takie oddychanie. Pamiętaj, żeby nie oddychać zbyt gwałtownie, ani zbyt głęboko, żeby nie doprowadzić do hiperwentylacji, która tylko pogorszy MindfulnessZastosuj jedną z technik uważnościowych, np. zasada 5: znajdź w swoim otoczeniu 5 rzeczy wzrokiem, 4 rzeczy słuchem, 3 rzeczy dotykiem, 2 rzeczy węchem i 1 rzecz smakiem. Każdą ze znalezionych rzeczy nazwij i określ kilkoma słowami. (Niestety nie wiem, kto jest autorem tego ćwiczenia, ale za podrzucenie dziękuję @nesena_fox ❤)3. Bezpieczne miejsceUwielbiam to ćwiczenie i często je możesz, usiądź jak najwygodniej i zamknij oczy. Wyobraź sobie miejsce, w którym czujesz się absolutnie dobrze. Może to być lokalizacja realna, w której byłaś/eś, albo zupełnie wymyślona. Najważniejsze, żeby wyobrazić sobie jak najwięcej jej elementów: co tam widzisz, jaka jest pogoda, czy jest ciepło, czy chłodno, jasno czy ciemno, czym pachnie, jak się tam czuje Twoje ciało, czego dotykasz, czy wieje wiatr, może czujesz słońce na skórze? Zostań tam przez kilka minut, aż poczujesz, że Twoje ciało się rozluźnia, a myśli Detektyw myśliSpróbuj zatrzymać swój umysł w gonitwie za panicznymi myślami. Zamiast tego zacznij je obserwować, jakby z zewnątrz. Co to za myśli? Która z nich dominuje? Przypomnij sobie, czy pojawiała się już w Twoich notatkach. Jaki strach może się pod nią kryć? Co najgorszego może się wydarzyć? Dlaczego się tego boję? Jakie jest faktycznie prawdopodobieństwo, że to się wydarzy? Czy wydarzyło się to kiedykolwiek wcześniej? Jak to przetrwałam/em?Wróćmy do przykładu z metra. Tak mógłby wyglądać ten wywnętrzny dialog detektywistyczny :)“Coś złego się ze mną dzieje! Zaraz zabraknie mi tlenu! Na pewno zemdleję! > Ok, znam tę myśl. Pojawia się często, kiedy wokół mnie robi się tłoczno i duszno. Czego tak naprawdę boję się w tej sytuacji? > Chyba po prostu nie chcę stracić przytomności na oczach innych ludzi i w takich warunkach. > Co byłoby najgorsze w tej sytuacji? Chyba to, że byłabym zależna od reakcji obcych ludzi. > Czy to faktycznie byłaby taka katastrofa? Może nie musiałaby być. Pewnie ktoś z tych wszystkich osób wiedziałby, co zrobić. Wagon zatrzymuje się co kilka minut na jakiejś stacji, tam można też zawołać karetkę. > Jakie jest prawdopodobieństwo, że to w ogóle będzie potrzebne? W sumie nie zdarzyło mi się nigdy zemdleć w miejscu publicznym, więc prawdopodobieństwo, że zdarzy się to akurat teraz jest dość małe. > Ok, podjadę jeszcze jedną stację, zobaczę czy dam radę.”Na spokojnieWażne, żeby zrozumieć, że strach nie jest jakimś pochłaniającym nas monstrum. Jest naturalnym i dobrym objawem. Ma za zadanie chronić nas przed niebezpieczeństwem. Dzięki strachowi i wyzwalanym przez niego automatycznym reakcjom organizmu szybciej uciekniemy z przejścia dla pieszych, kiedy będzie nadjeżdżał samochód, albo zachowamy większą czujność, kiedy wieczorem ktoś będzie za nami szedł zaczyna się wtedy, kiedy tego strachu jest za dużo, utrzymuje się zbyt długo i nie odpowiada rzeczywistości, czyli jest uruchamiany nie wtedy, kiedy trzeba, ale kiedy zaczynamy myśleć katastroficznie. Takie zaburzenia lęku powodują, że uciekamy w panice z metra, albo codziennie godzinami zamartwiamy się czymś, co ma małe prawdopodobieństwo, żeby w ogóle się wydarzyć. W efekcie tracimy mnóstwo energii na walkę z czymś, co w ogóle nie powinno nam zaprzątać spokojnie, na szczęście lęk można ułagodzić. I często jest prostsze i przyjemniejsze, niż myślisz :)pisząc ten tekst korzystałam z:Clark, Beck, (2018). Zaburzenia lękowe. Podręcznik z ćwiczeniami opartymi na terapii poznawczio-behawioralnej. Wyd: Wydawnictwo Uniwersytetu Ollendick, (2004). Lęk i fobie nastolatków. Jak pomóc dzieciom przezwyciężyć napady paniki. Wyd: Gdańskie Wydawnictwo czujesz, że twój stan lub stan bliskiej ci osoby jest poważny (np. pojawiają się myśli samobójcze, chęć skrzywdzenia siebie lub innych) SIĘGNIJ PO POMOC. Zgłoś się do najbliższego szpitala psychiatrycznego (nie jest potrzebne skierowanie, ani ubezpieczenie zdrowotne, w sytuacjach nagłych lekarz musi Cię przyjąć tego samego dnia).Tutaj znajdziesz też listę placówek w całej Polsce, które udzielają wsparcia osobom w kryzysie psychologicznym: kryzysowy telefon zaufania dla dorosłych: 116 123 (codziennie kryzysowy telefon zaufania dla młodzieży: 116 111 (codziennie

Jak tłumaczą specjaliści, jest to rodzaj terapii ekspozycyjnej: osoby, które panicznie boją się umierania, mogą w ten sposób, stopniowo “przyzwyczajać” się do takiej myśli. Podczas medytacji dana osoba wyobraża sobie m.in. szczegóły kluczowych momentów w życiu: przywołuje zapachy, smaki. Celem jest próba pożegnania się z

Fobofobia to swoisty paradoks – strach przed strachem. Wystarczy sama myśl, że istnieje ryzyko doświadczenia paraliżującego lęku, która nakręca błędne koło. Leczenie opiera się na psychoterapii, która czasami uzupełniania jest farmakoterapią. Przeważnie stosowana jest terapia kognitywno-behawioralna nastawiona na zmianę

Warto dowiedzieć się, czym jest strach, a czym lęk, jak je rozróżnić oraz czy i jak z nimi walczyć. Strach jako emocja - przyczyny strachu. Strach jest jedną z emocji pierwotnych, pojawiających się najwcześniej u istot żywych, nie tylko ludzi! Strach odczuwamy my ale i wiele zwierząt, w tym psy, koty, gryzonie, a nawet drapieżniki!
W leczeniu hipochondrii skuteczna jest terapia poznawczo-behawioralna. Czas trwania to ok. 12 godzinnych spotkań, raz w tygodniu. Zachęcam do poświęcenia tego czasu, by pod okiem psychoterapeuty poradzić sobie z problemem. Samodzielne próby radzenia sobie mogą zająć znacznie więcej czasu. Gdyby jednak nie zdecydowała się Pani na
strach przed utratą kontroli, drżenie ciała lub rąk, ból lub ucisk w klatce piersiowej, strach przed śmiercią, drętwienie lub mrowienie dłoni, stóp lub twarzy, zmiany w stanie psychicznym, takie jak uczucie derealizacji (poczucie nierealności) lub depersonalizacji (oderwanie się od siebie). .